Pilewscy - ród Prusów jego dziedzictwo i tożsamość.
Szanowni Państwo!
Serdecznie witam Państwa. Na wstępie pragnę podziękować Panu Hoffmanowi
za zaproszenie mnie na Warsztaty Bałtyjskie. Czuję się wielce uprzywilejowany i wyróżniony,
tym bardziej, iż znajdujemy się na ziemi moich przodków - Prusów.
Temat, który chciałbym Państwu przedstawić to „Pilewscy - Ród Prusów,
jego dziedzictwo i tożsamość” - historia mojego Rodu na przestrzeni od XIII do XX wieku. Historia ta będzie miała miejsce na terytorium Pomezanii - ziemi Prusów, Ziemi Chełmińskiej i północnego Mazowsza. Mam nadzieję, że wzbudzi ona zainteresowanie u Państwa.
W moim burzliwym życiu, od wczesnej młodości, tożsamość narodowa była mi niezwykle bliska, a rodowe korzenie zacząłem ustalać bardzo wcześnie. Mój wieloletni pobyt na emigracji jeszcze bardziej utrwalił przekonanie, dumę i umiłowanie do mojej polskiej przynależności. Wielokrotnie, bez żadnego zahamowania, oznajmiałem, iż dla mnie bycie Polakiem, jest tym samym, co religia chrześcijańska, a od niej nie ma dla mnie odwrotu. Jestem Polakiem o pruskich korzeniach.
Wiedza o moich pruskich przodkach narastała stopniowo przy znaczącej pomocy wybitnego polskiego heraldyka, genealoga, powstańca warszawskiego i pierwszego biografa Pilewskich - Bernarda Klec-Pilewskiego, którego poznałem na emigracji w Londynie. Pełna świadomość i podkreślanie moich pruskich korzeni, jak również życie z tą wiedzą, nie jest dla mnie w żadnym przypadku komfortowe, a raczej, kiedy zaczynam o nich mówić wprowadza mnie w stan osamotnienia. Spowodowane jest to tym, że istnieje duża ignorancja w tematyce Prusów, a jeżeli istnieje już wiedza o nich samych, to także bywa spaczona. Natomiast w żadnym przypadku moja tożsamość pruska nigdy mi nie przeszkadzała i nie przeszkadza. Wręcz odwrotnie - zawsze w zadumie o Prusach, napawa mnie dumą fakt, iż posiadam tak wspaniałych i szlachetnych przodków, jakimi są dla mnie Prusowie.
Naród, który składał się z jedenastu plemion, obecnie nie istnieje na mapie współczesnej Europy. Różne były koleje ich ziem, po zakończeniu II-giej Wojny Światowej terytorium Prusów zostało podzielone przez możnych naszego globu pomiędzy Polskę, Rosję i Litwę. W pewnym sensie, temu podziałowi może nie należałoby się dziwić, skoro z narodu pruskiego wymordowanego, wyniszczonego przez germańskich „krzewicieli chrześcijaństwa” pozostały tylko szczątki, i to w największej mierze spolonizowane.
Tylko w Polsce, zaraz po wojnie, odbyła się debata, jakie nazewnictwo nadać tej ziemi. Pojawiła się nawet sugestia, żeby tę ziemię nazwać Prusami. Jednak ze względu na odwieczną germańską chorobę „drang nach Osten”, jak również zapalczywy germański rewizjonizm, odstąpiono od tej idei. Na pewno niemałym powodem było to, że w historii Europy zapisała się bardzo agresywna państwowość, „germańskie prusactwo”, nie mające z autentycznymi Prusami nic wspólnego. Jednocześnie jakże hańbiące było przywłaszczenie nazewnictwa narodu pruskiego.
Prusowie - najstarszy indoeuropejski naród osiadły nad Bałtykiem, na ziemi można by powiedzieć „miodem i mlekiem płynącej” (dziś są to tereny Warmii i Mazur) - żył beztrosko w symbiozie z przebogatą naturą, która go otaczała. Byli znakomitymi budowniczymi. Budowa młynów wodnych, piekarni, kuchni, budowa domu, budowa wozu, budowa mostów przez rzeki i mokradła, były u Prusów powszechnym zajęciem już na początku pierwszego tysiąclecia. O ich wysokiej kulturze technicznej świadczą oryginalne pruskie słowa jak skritajle - obręcz, nabis - piasta, mandiwelis - drążek do żaren, nawetto - tryb, które w żadnym razie nie były słowami zapożyczonymi. Uprawę ziemi, hodowlę zwierząt, łowiectwo, czy rybołóstwo, wysokie rzemieślnicze umiejętności w obróbce metali, rogu i bursztynu, mieli Prusowie bardzo dobrze opanowane. Handel kwitł ze Skandynawami poprzez porty Truso i Wiskiauty, a szlaki bursztynowe pozwalały Prusom poznawać rozwijającą się południową europejską cywilizację.
Prusowie w stosunku do przybyszów okazywali wielką gościnność, jak również nieśli pomoc potrzebującym, a w szczególności tym na morzu. Zdolności militarne Prusów były znaczące, i choć częste były pograniczne potyczki z Książętami polskimi, nigdy nie było niebezpieczeństwa masowej eksterminacji ludu pruskiego. Dopiero przybycie „krzewicieli chrześcijaństwa” - germańskich Krzyżaków, miało zmienić porządek rozwojowy, zakłócić struktury ładu społecznego Prusów i zapoczątkować systematyczną ich eksterminację, pacyfikację oraz zniewolenie, które doprowadziło do zaniku Prusów, a pozostałych przy życiu do utraty ich tożsamości. W okrutnym, podstępnym, barbarzyńskim i bez żadnych zahamowań, mordowaniu ludu pruskiego przez chrześcijańskich, germańskich zakonników, eksterminowano blisko 50% tego ludu, i to bez względu na ich płeć i wiek. Bestialskie, krwawe wyniszczanie Prusów trwało ponad pięćdziesiąt lat. Pierwszymi, którzy musieli stawić czoło Krzyżakom był lud Pomezanów, z których to mój Ród się wywodzi.
W roku 1235, w bitwie nad rzeką Dzierżgonią, w miejscu które było czczone przez Prusów, a więc w Świętym Gaju, z przeważającymi siłami Krzyżaków, które wsparte były posiłkami pomorskimi i gdańskimi, legło w boju pięć tysięcy Pomezanów, a wraz z nimi ich wódz o nie znanym zawołaniu, a określonym jako Książę Resii. Pomimo poniesienia tak ciężkich strat, Pomezanie ponownie stanęli do boju, i w roku 1242 wzniecili powstanie, trwające blisko dziesięć lat. Krzyżacy wspomagani przez rycerstwo europejskie Frankonów, Nederlandów i Anglii, nie pokonali Pomezanów, ale i oni też nie byli w stanie tego powstania zakończyć zwycięstwem nad Krzyżakami. W zawartym traktacie pokojowym, Pomezanie uzyskali pewne mało znaczące ulgi, ale ich suwerenność była nadal bardzo ograniczona.
Potomek Księcia Resii, Dumel, upokorzony po powstaniu, został przesiedlony z ziemi rodowej, Resia, dzisiejsze Prabuty i okolica, nad jezioro Kucki. Mieszkańcy Resji, pozbawieni wodzostwa, stali się bezładną masą, łatwą do zniewolenia, a ich odseparowani, izolowani wodzowie, skazani zostali na brak udziału w życiu społecznym swojego ludu, i nie mając już żadnego wpływu na nich, pozostała im tylko egzystencja. Pacyfikacja była jedną z metod stosowanych przez Krzyżaków, ale tylko w początkowej fazie podboju Prusów. Później ich przywódców wraz z rodzinami bezwzględnie mordowano. W przesiedleniu Dumela upatruję powodu, dlaczego Ród Pilewskich ocalał i istnieje aż do dziś. Zawarcie po powstaniu układu pokojowego, jak również okoliczności separacji od swoich bliskich, uratowały ich i pozwoliły przetrwać.
Utrata przez Prusów wodzowskiej elity ułatwiała Krzyżakom ujarzmianie pozostałych przy życiu Prusów i konsekwentne ich zniewolenie. Syn Dumela, Klec, już jako wasal Biskupa, izolowany od swojego ludu, nie odgrywa żadnej roli. Występuje jedynie jako świadek przy sygnowaniu różnego rodzaju biskupich dokumentów. Ród Kleców na scenie historycznej nie występował zbyt długo i w zasadzie w wieku XVI zniknął z karty dziejowej.
Najwybitniejszym z Rodu był Andrzej Klec, który pobierał nauki na uniwersytecie w Lipsku, a w roku 1470 uzyskał doktorat prawa na uniwersytecie w Bolonii. Z woli papieża zostaje kanonikiem warmińskim i od roku 1483 jest jednym z najaktywniejszych członków, oraz promotorem Mikołaja Kopernika do przejęcia prebendy kanonicznej we Fromborku.
Klecowie, mając nad głową krzyżacki miecz, a będąc w pięciu w stanie rycerskim, usługi swe wyświadczali Krzyżakom. Biologicznie wyniszczony lud Pomezanów, w bitwach i długoletnim powstaniu przeciwko Krzyżakom, pozbawiony dowództwa, nie był w stanie podjąć jakichkolwiek militarnych działań przeciwko najeźdźcom. Przesiedleni Klecowie, z dala od swoich rodowych dziedzin, popadli w apatię rodowej tożsamości, i aż do wygaśnięcia nie byli wstanie niczego dobrego dla Pomezanów zrobić. Historia Rodu nie miała się jednak zakończyć, a to za sprawą syna Kleca, Ottona I Pfeil.
Wróćmy więc do XIII-go wieku. Otton I Pfeil, nie godząc się z przesiedleniem i rodową egzystencją, opuszcza dobra w Klecewie i osiada na ziemi chełmińskiej. W ten oto sposób dał początek rodowi von Pfeilsdorf, czyli Pilewskim, jako gałęzi Kleców.
Na ziemi chełmińskiej automatycznie Otton I Pfeil znalazł się w innej rzeczywistości, czyli wśród Polaków, i te koneksje Pilewskich pozostały do dnia dzisiejszego.
Pierwszym notowanym dziedzicem Pilewic był rycerz Hugo I von Pfeilsdorf. Jego syn, również rycerz Mikołaj I von Pfeilsdorf, jest już postacią bardzo historyczną.
Przez rycerstwo prusko-polskie, na ziemi chełmińskiej, w roku 1397 założone zostało Towarzystwo Jaszczurcze. Za główny cel wyznaczyło sobie opozycyjną działalność względem Krzyżaków, a co za tym idzie oderwanie tej ziemi od zakonników. Członkami tajnej organizacji była szlachta prusko-polska i Mikołaj, chociaż nie należał do założycieli Towarzystwa, był jego aktywnym uczestnikiem.
Przejdę teraz do okresu historycznego bliskiego zbrojnemu konfliktowi Królestwa Polskiego z Zakonem Krzyżackim. Konfliktowi temu po stronie polskiej sprzyjała organizacja Jaszczurkowców. Jedną z funkcji powierzonych Mikołajowi I było dezinformowanie Krzyżaków o marszrucie wojsk polskich i sprzymierzonych na pola grunwaldzkie. Dowodem na to było znalezienie przez samych braci zakonnych, pozostałości po polskich proporczykach w domu Mikołaja, podczas jego pojmania.
Po zwycięstwie Jagiełły pod Grunwaldem, Mikołaj z Pilewic wspólnie z drugim rycerzem , Janem z Pułkowa, na rzecz Króla zdobyli zamek w Kowalewie, i jak przekazali nam kronikarze „wyciągali panów zakonnych za ich brody”.
Trudno jest zrozumieć, że z jednej strony dezinformowano Krzyżaków o pochodzie wojsk Jagiełły, czy na jego rzecz zdobyto zamek w Kowalewie, a z drugiej strony chorągiew chełmińska, będąca u boku Krzyżaków na polach grunwaldzkich, w końcowej fazie bitwy wezwana do boju, zwija chorągiew i poddaje się Jagielle. Moim zdaniem rola, jaką odgrywała Chorągiew Chełmińska, składająca się z rycerstwa prusko-polskiego, jest wielką zagadką.
Wkrótce po tych wypadkach, Mikołaj z Pilewic, w roku 1410, wbrew ustaleniom pokojowym, zostaje podstępnie przez Krzyżaków uwięziony i bez sądu stracony. Postać Mikołaja I z Pilewic i jego dokonania dobitnie świadczą o jego głębokich przekonaniach, iż racja bytu, istnienie jakiejkolwiek sprawiedliwości wobec Prusów, mogła być tylko z Polską.
Następcy Mikołaja, to jego syn Hoyko z Pilewic, stan rycerski, oraz wnuk Jan z Pilewic, także stan rycerski, członek Związku Pruskiego, który nazywał sam siebie Klecem.
Ten szczegół jest bardzo ważnym wątkiem i dowodem dla Pilewskich. Pozwolił na genealogiczne skojarzenie ich z Klecami, jak również z Pomezanami - ludem Prusów. Na arenę historii w nieustannych zmaganiach z Krzyżakami i kolonizacją niemiecką ziemi Prusów, wkroczył też syn Jana, Mikołaj III Pilewski, który urodził się około 1420 roku.
Osobowość Mikołaja była wszechstronna. Rycerz Związku Pruskiego, brał udział w umacnianiu zamków przeciwko Krzyżakom, senator, dyplomata uczestniczący we wszystkich misjach, zjazdach, tak ze strony Związku Pruskiego, jak i ze strony króla Kazimierza Jagiellończyka. Z wielkim przekonaniem, bardzo aktywnie i na wielu polach działania, uczestniczył w wojnie przeciwko Zakonowi, Wojnie Trzynastoletniej, która nie tylko była w interesie szlachty pruskiej, ale również Polskiej Korony. We wszystkich swoich działaniach nigdy nie pobierał żołdu, robił wszystko za darmo, w kronikach historycznych niespotykane jest tego rodzaju zachowanie. Kazimierz Jagiellończyk darzył Mikołaja nieograniczonym zaufaniem.
Mikołaj poprzez bardzo kosztowną wojnę, stracił swoje majętności. Kłopoty finansowe zmuszały go do ich sprzedaży, jak również w trakcie wojny częściowo były one spalone przez Zakon. Spowodowało to nieodwracalne zubożenie Rodu.
Za swój gest i zasługi w wojnie z Krzyżakami, w roku 1467 król mianował go kasztelanem gdańskim. Należy tu nadmienić, że było to pierwsze w historii Gdańska kasztelańskie stanowisko, mianowane przez króla polskiego. Około roku 1468 otrzymał również starostwo tczewskie.
Mikołaj III Pilewski na zjeździe Rady Koronnej w Brześciu Kujawskim w marcu roku 1478 odchodzi z karty dziejów. Jego bogatą biografię wraz z wieloma zasługami tak dla Stanów Pruskich, jak i dla Korony, byłoby raczej trudno tutaj w całości wymienić. W każdym bądź razie, był wybitną postacią tego okresu dziejowego. Interesy, które reprezentował, kosztowały go bardzo dużo, i kiedy inni bogacili się na wojnie, on ubożał. W takim też stanie zubożenia zostawił potomnych, którzy w politycznych relacjach nie odgrywali już żadnej roli. Z tego można wysnuć tylko jeden wniosek, iż kierował się innymi wartościami.
Chciałbym jeszcze nadmienić o synach Mikołaja. Jan III - najstarszy syn, rycerz zaciężny, występujący w wojnie trzynastoletniej po stronie polskiej. Młodszy jego brat - Maciej, dworzanin królewski, wraz z innymi braćmi był, można rzec, utrzymywany na starostwie tczewskim częstymi finansowymi zapomogami przez króla Kazimierza Jagiellończyka i Aleksandra Jagiellończyka. To wszystko skończyło się u schyłku XVI-go wieku. Skończył się okres dziejowy Pilewskich rycerzy. Mieliśmy ich w rodzie bez mała dziesięciu. Zaczął się okres rodowego przetrwania.
Germańska wytrwałość w podstępie i brak konsekwencji panów polskich, sprawiały, że balans sił na ziemi Prusów, pomimo militarnych zwycięstw, na tyle nie został zakłócony, iż pozwoliło to Krzyżakom na przetrwanie. A co za tym idzie, utrwalanie sztucznego tworu państwa krzyżackiego, aby później przeistoczyć się na następne kilka wieków w „germańskie prusactwo”.
Jeszcze pod koniec XVIII-go wieku, Pilewscy zamieszkiwali Prusy Książęce, utrzymując się na dzierżawach, przez ożenek, bądź po prostu dzierżawiąc ziemię.
Byłoby bardzo niesprawiedliwym, gdybym nie wymienił losów kobiet Pilewskich, które zapisały się przez zamążpójście w innych rodach. Zasługuje tu na wymienienie Elżbiety von Pfeilsdorf, córki Mikołaja III, która była żoną Prusa Jana Dąbrowskiego, protoplasty generała Jana Henryka Dąbrowskiego - bohatera naszego hymnu narodowego. Pod koniec XIX-go wieku, prawdopodobnie badacz przodków generała, odwiedził w Radzyniu Chełmińskim kaplicę Dąbrowskich i opisał zastałe tam trumienne tablice. Była tam między innymi tablica Elżbiety von Pfeilsdorf z prywatnym herbem Pilewskich. Kiedy pod koniec lat sześćdziesiątych zeszłego stulecia odwiedziłem kaplicę w celu odnalezienia owej tablicy, zastałem ją zamkniętą i jakby opuszczoną. Po szybkim poszukiwaniu odnalazłem jej opiekuna i, ku wielkiemu zaskoczeniu, wewnątrz nie zastałem żadnych tablic.
Dopiero w rozmowie z opiekunem dowiedziałem się bardzo wielu szczegółów. Mianowicie, mniej więcej rok przede mną przybyła tam ekipa muzealistów z Warszawy, która ekshumowała w kaplicy wszystkie groby Dąbrowskich. W tychże grobach znalazła w większości młodych ludzi w mundurach prusackich, i na tym jakby ich badania zostały zakończone. Tablice trumienne zostały przeniesione do kościoła parafialnego, być może dla zabezpieczenia ich przed kradzieżą. Rzeczywiście, w bocznej nawie kościoła parafialnego, znajdowały się tablice. Było ich około sześciu - siedmiu, lecz wśród nich nie znalazłem tablicy Elżbiety, która była celem moich poszukiwań.
Dlaczego tej akurat tablicy nie znalazłem? Ta myśl nie dawała mi spokoju. Dzisiaj domniemywam, że przy ekshumacji stwierdzono, iż Ród Dąbrowskich był Rodem zniemczonym, a jak wiemy sam gen. Dąbrowski za bardzo elokwentny w języku polskim nie był. Nazwisko Elżbiety von Pfeilsdorf oczywiście zostało skojarzone z Niemcami.
Po przeżyciach Polaków z czasów drugiej Wojny Światowej, było rzeczą oczywistą, że jakakolwiek niemieckość była nie do zaakceptowania. Mówię to również ja, który jako dziecko widziałem i doświadczyłem wiele okrucieństw niemieckich. W związku z tym, śmiem twierdzić, że tablica Elżbiety została usunięta. Ten tok rozumowania może wydawać się naiwny, lecz przy dzisiejszej wiedzy o tym okresie jest to bardzo prawdopodobne.
Jedyną satysfakcją, jaką miałem, było obejrzenie obrazu malarza Strobla na głównym ołtarzu tegoż kościoła. Fundatorem tego dzieła był proboszcz Łukasz Pilewski, a wszystko miało miejsce pod koniec pierwszej połowy XVII wieku. On sam występuje na obrazie w lewym dolnym rogu, jako malarz. Jest to najstarsza podobizna Pilewskiego.
Nie tak dawno jeden z moich kuzynów powiadomił mnie, iż w toruńskim kościele Najświętszej Marii Panny odkrył płytę Macieja Pilewskiego, dworzanina króla Kazimierza Jagiellończyka. Jeśli to się potwierdzi, będzie to najstarszy znany pochówek Pilewskiego, który musiał mieć miejsce około 1500 roku.
W tym miejscu zakończę ten okres z dziejów Pilewskich, zwanym okresem średniowiecza. Bardzo dużo powyższych informacji zaczerpnąłem z pracy pod tytułem „Klec - ród Prusa” autorstwa wybitnego historyka Prusów, Pana Grzegorza Białuńskiego.
Losy Pilewskich w okresie od XVI do XVIII wieku, jak na razie nie są udokumentowane - należy przypuszczać, że wiedzę o zmaganiach przodków z „prusactwem germańskim” Pilewscy przekazywali sobie w następnych generacjach z ust do ust.
Pod koniec XVIII wieku, kiedy zaborczy sąsiedzi dokonali aktu rozbioru Rzeczpospolitej, ziemie Prus Książęcych zawłaszczyło sobie „germańskie prusactwo”. Pod ich protestanckim władztwem bycie katolikiem było nie akceptowane, a przynależność do polskości równała się z prześladowaniami.
Kazimierz Pilewski, uciekinier z Prus Książęcych, opuścił ziemie swoich przodków i po przekroczeniu granicy osiadł na północnym Mazowszu, które było pod zaborem rosyjskim. Nic nie wiemy, co mogło stać się z Jego rodzicami, czy też z ewentualnym rodzeństwem. Osiadł na dzierżawionej ziemi, założył rodzinę i pozostawił po sobie siedmiu synów.
To oni, i ich następcy, dokonali biologicznej eksplozji Rodu, którego członków dzisiaj można by się doliczyć około tysiąca, po obu stronach półkuli. Należy tu nadmienić, że ziemia mazowszańska, na której osiedlili się Pilewscy, nasiąknięta była i jest głębokim polskim patriotyzmem, wszystkie niepodległościowe powstańcze zrywy przeszły przez ziemię płocką, włocławską, sierpecką, lipnowską itd. Po za tym było to pogranicze dwóch zaborów, przez które nagminnie odbywał się przerzut broni. Dwóch synów Kazimierza, uczestnicy powstania listopadowego, przepadło bez śladu. Byli to Jacek i Franciszek Pilewscy.
Kontynuować historię Pilewskich będę po linii mojego prapradziada - Jakuba Pilewskiego, wnuka Kazimierza. Ożeniony z Petronelą Kaczyńską, pochodzącą z patriotycznej rodziny. Brat jej, uczestnik Powstania Styczniowego, przez carat został zesłany na syberyjską katorgę. Zostawili po sobie pięciu synów, trzech z nich pod koniec XIX wieku emigrowało za chlebem do Ameryki. Z pozostałych dwóch zajmę się Józefem Pilewskim, który był moim dziadem. Syn Jakuba, Józef, zawarł związek małżeński z Kazimierą Politowską, także z korzeniami patriotycznymi, o głębokiej moralności chrześcijańskiej, i mieli ze sobą dziewięcioro dzieci.
Józef, pomimo skromnych warunków życiowych jego rodziców, otrzymał w miarę staranne wykształcenie, ukończył Gimnazjum w Lipnie. Na dalszą naukę nie starczyło środków. Wychowany na tradycjach niepodległościowych i chrześcijańskich, sprawiedliwy i uczynny, szczególnie wyczulony był na ludzkie problemy. Nigdy nie zabiegał o korzyści materialne. Z racji pełnienia funkcji sekretarza w kilku gminach, był człowiekiem bardzo znanym i szanowanym. Ze swoimi przekonaniami socjalnymi należał do PPS Frakcji Rewolucyjnej, i z tego tytułu w okresie Rewolucji 1905 roku był więziony przez policję carską w Płocku. Z momentem powołania przez Marszałka Józefa Piłsudskiego Polskiej Organizacji Wojskowej wszedł w szeregi organizacji niepodległościowej. Jako komendant rejonowy, zajmował się zakupem broni i szkoleniem młodzieży do walki o niepodległość Polski. Pod jego instrukcjami, dwóch jego synów kieruje się do wojska rosyjskiego, celem zdobycia sztuki wojennej. Witold i Zygmunt Pilewscy w szeregach wojska rosyjskiego służą na Kaukazie i tam, w Tyflisie, w akademii wojennej zdobywają ostrogi w tej sztuce.
Z nastaniem pierwszej wojny światowej ziemia mazowszańska zmieniła okupanta z carskiego na niemieckiego. Józef Pilewski zmuszony jest do ukrywania się. Niestety, podczas nocnej wizyty w swoim domu zostaje zdradzony Niemcom przez handlarzy bronią, z którymi łączyła go współpraca. Został aresztowany, a następnego dnia brutalnie zamordowany, zasztyletowany białą bronią. Jego zwłoki wyrzucono na podwórze aresztu dla rodziny, aby je zabrała. Oprawcy niemieccy już w 1914 roku nie wiele różnili się od Krzyżaków, a najgorsze było jeszcze przed Polską.
Z nastaniem pierwszej wojny światowej na terenie Rosji zaczęły tworzyć się pierwsze jednostki Wojska Polskiego, do którego Witold i Zygmunt, synowie Józefa Pilewskiego, szybko znaleźli drogę. W szeregach I-go Polskiego Wschodniego Korpusu aktywnie uczestniczyli we wszystkich jego zwycięskich walkach z bolszewikami.
Zdobywali twierdzę Bobrujsk na bazę I-szego Korpusu, udział brali w zwycięskich bitwach pod Jesieniem, Tatarką, Osipowiczami, z bardzo przeważającymi bolszewickimi siłami. Dokonania w tych bitwach, I-szego Korpusu Wschodniego, okryły chwałą i wzbogaciły tradycję Polskiego Oręża. Witold i Zygmunt Pilewscy służyli w elitarnej jednostce Korpusu - Legii Rycerskiej, składającej się z samych oficerów. W Legii Rycerskiej, jako konni wywiadowcy, byli również jej elitą, zasłynęli nie tylko odwagą i bitnością, ale też strategią. Jako przykład podam fakt, iż Zygmunt Pilewski razem z sześcioma druhami, kilkadziesiąt kilometrów od bazy, rozbroili pół pułku rosyjskiego. Zostało to również zapisane w kronikach Legii jako niebywały wyczyn.
Młodszy i niepełnoletni ich brat pozostający w domu, Henryk, potajemnie uczestniczył w Polskiej Organizacji Wojskowej. W jej ramach brał udział w ćwiczeniach wojskowych, aktywnie brał udział w zdejmowaniu dzwonów kościelnych, które nagminnie były kradzione przez Niemców. Uzupełniając jeszcze wiedzę o nim dodam, że z kolegami ochotniczo rozbrajał w Lipnie Niemców i ładował ich do wagonów. Później jeszcze raz jako niepełnoletni zgłosił się, ale tym razem już do Wojska Polskiego, i brał udział w wojnie 1920 roku z bolszewikami.
Po niefortunnej demobilizacji przez gen. Dowbor-Muśnickiego, Korpus Wschodni poszedł w rozsypkę, a przecież należało doń dwadzieścia dziewięć tysięcy żołnierzy. Bracia wrócili więc do domu, i natychmiast podjęli działalność w POW. Później jeszcze odbywali służbę wojskową, ale już w niepodległej Polsce. Witold Pilewski był do końca żołnierzem, w roku 1939 ruszył na pomoc Warszawie, w której obronie uczestniczył, a wojnę zakończył jako jeniec wojenny. W niepodległej Polsce Pilewscy nadal służyli Rzeczpospolitej - Zygmunt, weteran I-go Korpusu, jako rezydent polskiego kontrwywiadu był w Dubnie na Ukrainie, a wraz ze swoimi braćmi Henrykiem, najmłodszym Wacławem oraz szwagrem Pawłowskim - Piłsudczykiem, tworzyli komórkę polskiego kontrwywiadu na Wschód.
Wacław Pilewski, ojciec mój, miał zaledwie cztery lata, jak Niemcy zamordowali mu ojca, podczas okupacji pełnił tajemniczą misję na Węgrzech w mieście Esztergom, na pograniczu ze Słowacją. Nie miałem okazji poznać mojego Ojca, prawdopodobnie komuniści zgładzili go w roku 1946.
Rzadko spowiadam się z historii o swoich przodkach. Można od tego dostać bólu głowy. Wspomnę jeszcze, że bezgraniczne przywiązanie do Polski i patriotyzm, zawdzięczamy też naszym matkom i babkom. Wymienię takie panieńskie nazwiska, jak: Garwolińska, Grabowska, Politowska, Kaczyńska, Bagieńska, Majewska. Przeżyły one bardzo wiele, lecz potrafiły jeszcze wpoić w następne pokolenia patriotyzm, chrześcijańską moralność i dumę narodową. Wszystkie te rody są nam bardzo bliskie. Szlachetne, patriotyczne tradycje były w nich zawsze pieczołowicie pielęgnowane.
W XX-tym wieku Pilewscy bardzo aktywnie biorą udział w bohaterskiej obronie Płocka przed bolszewikami - miasta Virtuti Militari. Ginęli w kampanii wrześniowej ,obronie Warszawy i pacyfikacji Zamojszczyzny. Julian i Kazimierz Pilewscy zamordowani zostali w Katyniu.
Pilewscy, w związku ze swoją społeczną aktywnością, nigdy nie szukali żadnych przywilejów i wynagrodzeń w stosunku do siebie, a po wykonaniu względem Ojczyzny swoich obowiązków, wracali do życiowych normalności.
Jako potomkowie Prusów, wtopili się w szeregi szlachetnego, honorowego społeczeństwa polskiego, nie mającego sobie równego, drugiego takiego w Europie. Można by powiedzieć, iż dewizą ich jest sentencja amerykańskiego Prezydenta Johna Kennedy-ego: „nie pytaj, co Ojczyzna może zrobić dla Ciebie; zapytaj co Ty możesz dla Niej zrobić”.
Jestem potomkiem Prusów i jest moim obowiązkiem dopominać się o historyczną prawdę o bohaterskim narodzie pruskim. Historia tej ziemi jest nadal fałszywie przedstawiana i od 700 lat nie ma chęci w Europie żeby nad nią się pokłonić.
Mam wrażenie, że dzisiaj istnieje podwójny standard pamięci europejskiej. Znaczy to, iż pamięta się tylko to, co jest wygodne. Resztę tuszuje się i puszcza w niepamięć. Pamięć Europa zachowywała, gdy chodziło o polityczne ogłoszenie św. Wojciecha Patronem Europy.
Zapytuję Europę, czy jest też podwójna skala męczeństwa. Kto ją posiada? Chodzi mi wyraźnie o męczeństwo człowieka w odniesieniu do męczeństwa całego narodu.
Na czym polegało „krzewienie chrześcijaństwa” przez germańskich Krzyżaków? Kto w eksterminacji Prusów był poganinem, Krzyżak czy Prus ?
Odpowiedź na te pytania, tezy, jest absolutnie konieczna, dla określenia wykładni zasad moralności europejskiej. Wystosowałem Apel do Parlamentu Europejskiego, a propos rewitalizacji Prusów. W Apelu tym domagam się sfinansowania budowy pomnika Prusom, muzeum wiedzy o Prusach i prowadzenia badań archeologicznych oraz etnograficznych. Nie ulegnę, dopóki ten mój cel nie będzie zrealizowane.
Jestem dumnym potomkiem Prusów, i moim obowiązkiem jest przypomnieć Europie,
dlaczego utraciła pamięć o tym dzielnym, kochającym wolność narodzie.
Dziękuję.